Wystawy Powrót

„Natalia LL – Opus Magnum”, Ernst Muzeum, Budapeszt 19.01 – 18.03.2012

13.12.2011.
Wielce skomplikowana naukowo koncepcja teorii o zakrzywianiu się czasoprzestrzeni w moim życiu egzemplifikuje się z zadziwiającą łatwością. W 1969 roku w Mucsarnok Ban w Budapeszcie pokazałam swoją wystawę „Geografia Twarzy”. Przyjmowana byłam przez dyrekcję Mucsarnok i ekipę montażystów niezwykle serdecznie, jak gwiazda filmowa. Nieopatrznie powiedziałam, że mąż mój uwielbia węgierskie salami Pick i Hertz. Przed odlotem do Polski liniami Malev przemili gospodarze wtłoczyli do mojej walizki dwie opasłe salami ze szczerym uśmiechem i słowami „Lengiyel Magyar bar atak”. Lotu z Budapesztu do Warszawy nigdy nie zapomnę, gdyż nad Karpatami trzęsły sowiecką maszyną Lyuskin 14 niepomierne turbulencje a na lotnisku w Warszawie okazało się, że moja walizka z cennym salami poleciała do Bejrutu, pomyłkowo włożona do Lyushina 14 firmy Malev. Poznałam wtedy komizm reklamowych haseł wielu linii lotniczych: „Śniadanie w Budapeszcie, obiad w Warszawie a bagaż w Bejrucie”. Po trzech tygodniach walizka wróciła do Wrocławia, niestety, bez salami. Czy sprezentowana salami zjedzona została w Bejrucie, Leningradzie, Londynie, Helsinkach, Warszawie czy Wrocławiu (bo taka była marszruta mojego bagażu) i wtedy i dziś nie wiem. To był dowód, że w zakrzywiającej się czasoprzestrzeni znika część materii. Notabene, Węgrów kocham za wspaniałych artystów i krytyków sztuki, których mam zaszczyt znać i uważać za mych przyjaciół. Trudno zrozumieć sztukę regionu Mittel Europa bez Laszlo Béké, Tibor Hajas, Gabor Attalay, Endre Tót, Dora Maurer, Imre Bak, Sandor Pinczenhelye i wielu, wielu innych, których twórczość poznałam i wysoko cenię.

14.12.2011.
Tragiczna historia narodu węgierskiego przeplata się z dziejami moich przodków. Mój dziadek za chlebem uszedł z Żywca do Koszyc, które tak jak Galicja były częścią Cesarstwa Austro-Węgier. W Koszycach urodziła się moja matka Elżbieta (Erzebet), a moja ciotka Monika w Koszycach zrobiła maturę i później, w Polsce była przysięgłą tłumaczką języka węgierskiego. Bardzo ciepło wspominam mój miesiąc miodowy po małżeństwie z równie odjazdowym jak ja artystą Andrzejem Lachowiczem, który spędziliśmy w 1966 roku w Budapeszcie. Mieszkaliśmy w domu nieopodal dworca Kéléti w przemiłej rodzinie państwa Tabor. Przypominam sobie srebrzysty śmiech pani Margit Tabor, gdy prosiłam ją o żelazko elektryczne mówiąc Wilamos wasaló, co znaczy mniej więcej żelazko tramwaj. Andy, zapalony podróżnik organizował wycieczki statkiem po Dunaju do Estergóm. Dnie naszego spóźnionego Honey Moon spędziliśmy na basenach Margit Sziget (?), opalając się i kąpiąc w ciepłych mineralnych źródłach oraz pływając w basenie z nieprawdopodobnie wysoką, sztucznie wytwarzaną falą. Tam to Andy zrobił swą pierwszą konceptualną pracę, a chyba pierwsze konceptualne dzieło wykoncypowane przez artystę polskiego. Było to INFERNO, które by nie powstało, gdyby nie wielkie sztuczne fale w Basenie na Margit Sziget.

15.12.2011.
Wracam do teorii zakrzywiającej się czasoprzestrzeni z uporem maniaka. W Liceum Technik Plastycznych w Bielsku-Białej byłam utrapieniem nauczycieli. Od początku marca każdego roku wagarowałam. W czasie absencji opalałam się wraz z moją przyjaciółką Dorotą Weber, która po maturze wyjechała do Izraela. Ale nie były to trywialne wagary, bo w czasie opalania się dyskutowałyśmy o sztuce i fizyce. Dorota chciała zostać artystką światowej sławy a mnie prześladowała niemożność zrozumienia, że szybkości światła czyli 300 000 km/sek. nie można nijak przekroczyć. Intuicyjnie czułam, że równanie E = mc2 jest kulawe i tymczasowe. Mój nauczyciel fizyki zirytowany moją krnąbrnością i tupetem notorycznie stawiał mi pały albo trzy na szynach (trójkę z dwoma minusami, co było gorsze od 2+, bo tak oceniany uczeń rokował poprawę). Aż tu nagle, parę tygodni temu w pismach Science i Nature przeczytałam, że neutrina, cząsteczki bez masy i ładunku elektrycznego poruszają się kilkaset razy szybciej niż światło. Doświadczenie powtórzono w kilku niezależnych ośrodkach naukowych. Tak więc za moich dni rozpadła się fałszywa teorio praktyka marksizmu-leninizmu zupełnie bezgłośnie jak też intuicyjnie kontestowana teoria względności. Obie te teorie przez przypadek (?) głosili ludzie pochodzenia semickiego i jest w tym jakaś prawidłowość. Ale mówmy konkretnie – to semicki pierwiastek, ze swoją nie końca uprawnioną teorią narodu wybranego, miast pokory i wspaniałomyślności za otrzymanego dziedzictwa zamienili na pychę niewyobrażalną. Mam bardzo wielu przyjaciół Żydów. Lubię ich a też często podziwiam za rozliczne talenty i ogromną pracowitość. Upadek teorii względności Einsteina wobec zakwestionowania równania E = mc2, gdzie c czyli prędkość światła nie może być już constans rodzi konsekwencje poznawcze. Nauka jest budowana mozolnie, krok po kroku, cegła po cegle jako konstrukcja przyczynowo skutkowa. Sztuka według mnie jest równie wartościową metodą poznania Świata. Lecz jest ona oparta na intuicji, olśnienia, a nawet kojarzeniu nieracjonalnych przywidzeń. Jest więc sztuka czymś, co można porównać do harcowników – rycerzy zajmujących tereny wroga bez zaplecza głównych sił. Sztuka jest więc zwiadowcą naszego poznawania świata.

MENTE ET MALLEO! Myślą i Młotem

Natalia LL, 2011