Krytycy Powrót

Tekst wywiadu, który przeprowadzili: Ralf F. Brükman i Olaf Winkler, redaktorzy journalu BUILD z Natalią LL, 2008

Pani sztuka jest połączona w sposób bardzo egzystencjalistyczny z ciałem, przynajmniej we wczesnych latach i też z jawną płciowością. Jaką rolę odegrał ten aspekt w Pani refleksjach i Pani pracach – jakie ma znaczenie dzisiaj?

Bardzo dobre pytanie. Od najwcześniejszych lat interesowała mnie kwestia (frage) pola, dziedziny, w której jawi się moja sztuka i ustawicznie pojawiał się fundamentalny czynnik mojej płciowości, czyli gender, jak się to dziś powszechnie nazywa. Z tego powodu moje artystyczne dokonania z lat sześćdziesiątych XX wieku są mocno naznaczone pierwiastkiem kobiecości. Ale szczególnej i raczej niekobiecej, w potocznym rozumieniu tego problemu. Dość powiedzieć, że mojemu partnerowi w tamtych czasach ugotowałam jeden raz jajko na twardo, gotując je ponad godzinę. Mój wieloletni towarzysz (kammerade) był nieco zdumiony, gdy otrzymał jajo z mocno zielonkawym żółtkiem. Jajo zjadł, aby jak św. Wincenty a Paulo nie uczynić mi przykrości, ale stanowczo zapowiedział, że odtąd będzie gotował pokarmy dla nas obojga, aby mnie wyręczyć w rzekomo kobietom przypisanej konieczności przygotowywania pożywienia codziennego. Odtąd zajadałam przepyszne dania sporządzane przez Andy’ego, który choć bardzo męski w łóżku, jak prawdziwa kobieta gotował znakomicie.

Zwolniona z obowiązku Kirche – Kinder – Küchen poświęciłam każdą wolną chwilę na robienie (uprawianie) sztuki oraz na refleksję teoretyczną na tym, co robię.

Pomocne były mi w tym lektury, które ubogacały moją wiedzę w filozoficzne przemyślenia Jean Paul Sartre’a, którego uwodzicielska ideologia oczarowała mnie niemal całkowicie. Chodziłam więc w zbyt obszernych czarnych swetrach z modną wówczas miną mocno zblazowanej egzystencjalistki., chodziłam na wieczory jazzowe (Jam Session) do studenckich klubów, a nawet zapaliłam kilka papierosów, chcąc być na czasie i na fali panującej wówczas (koniec lat 50. i początek 60. dwudziestego wieku) mody. Z polsko-francuskim słownikiem w ręku zgłębiałam teksty Greorges Bataille’a i poderwałam kilku chłopaków.

Jak bumerang powracałam do mojego dziwaka, który przyciągał mnie jak magnes. Andy miał przekonania konserwatywne, prawicowe, ale jak na prawicowca był ogromnie wyrozumiały. Za jego dyskretną poradą zgłębiałam filozofię Platona. To jest dopiero czarowny uwodziciel!

Wychowana w domu o lewicowej, przedwojennej tradycji socjalistycznej, w której Hegel wespół z Mantem (Marksem) wyjaśniał świat dialektyką upraszczającą komplikację rzeczywistości i sprowadzającą duchowe tęsknoty do walki klas, poznawałam drugie dno, czyli tajemnicę świata i mojego w nim miejsca w sztuce poprzez pisma ulubionych: Sartre’a i Bataille’a oraz zwodnicze wersety Teilharda de Chardin’a. Konglomerat tych myśli jawił mi się jako moja filozofia życia i twórczości. Przekonywał mnie Platon, który twierdził, że w zamyśle bogów człowiek był jednią, która rozpadła się na mężczyznę i kobietę. Cyniczny uwodziciel Teilhard de Chardin zaczarował mnie stwierdzeniem, że artystę wyróżnia ze zbiorowości szczególna wrażliwość. Jak demiurg, za ludzką zbiorowość artysta cierpi męki tworzenia, by potem wszystkie tęsknoty, rozpacz i trwogę tejże zbiorowości wyrazić, zawrzeć i określić w artystycznym dziele. Artysta jest więc typem Prometeusza, który za ludzkość cierpi i w ludzi imieniu kradnie stwórczy pierwiastek creatio, powołuje ex nihilo nieistniejące byty, które dotąd mógł stwarzać jedynie Bóg.

Ten oryginalny pogląd na sztukę jest dotąd motorem mojej praktyki artystycznej. A raczej teorio-praktyki. Powyższy pogląd całościowo starałam się ująć w tekście „Ciało człowieka i jego uwielbienie w sztuce”, który pod tytułem „Body Art i Performance” ukazał się w katalogu wystawy „Nurt intelektualny w sztuce polskiej po drugiej wojnie światowej” Galeria BWA Lublin 1984.

Reasumując: wszystkie moje realizacje artystyczne i towarzyszące tym realizacjom teksty teoretyczne zakotwiczone są w płciowości i w cielesności. Tak w najwcześniejszych czasach jak i w chwili obecnej.

Od połowy lat 70. Pani istotny udział w dyskursie feministycznym. Jakie założenia z tamtych czasów zostały w pozytywnym sensie, według Pani zrealizowane?

Pierwszy mój kontakt z tendencją feministyczną nastąpił w roku 1975, na wystawie i sympozjum „Frauen Kunst – Neue Tendenzen” zorganizowanej przez Ursulę Krinzinger w Innsbrucku. Jadąc do Innsbrucka nawet nie przypuszczałam, że moja „Sztuka konsumpcyjna” pojawi się na plakacie imprezy, a film wyświetlony z terkoczącego, szesnastomilimetrowego projektora spotka się z takim aplauzem.

Muszę trochę nieskromnie powiedzieć, że wszystkie założenia z tamtych czasów zostały pomyślnie zrealizowane. Powiem więcej. Do dziś ten program realizuję, oczywiście modernizując estetykę i wprowadzając techniczne udogodnienia jak: video, fotografię i druk cyfrowy, Cibachrome i Ilfochrom oraz komputerowe przekształcanie obrazu wizualnego, aby artystyczna wypowiedź, czyli dzieło sztuki opierała się o powszechnie stosowane elementy techniki.

W jaki sposób zmieniły się warunki pracy artystycznej wobec faktu rozpadu dychotomicznych modeli kapitalizmu i „realnego socjalizmu”? Czy to posunięcie, tzn. rozwiązanie innego społecznego modelu, poza połączoną z tą problematyką wewnętrzną, miało znaczenie dla Pani postawy i Pani pracy?

To jest znakomite, kluczowe pytanie. W moim przekonaniu zmiany polityczne i ustrojowe nie są tak istotne, jak by się z pozoru wydawało.

W Polsce istotnie załamał się model „Real – Sozializmus” i nastąpiła zmiana elit politycznych. Ale istota rzeczy pozostała taka jak dawniej. Lewicowcy i marksiści zostali dyrektorami banków i grają teraz rolę entuzjastów kapitalizmu. Kościół katolicki, który w latach komunizmu był autentyczną alternatywą wobec ciemniactwa i obskurantyzmu polskiej lewicy, po ustrojowej przemianie ma się całkiem dobrze.

Patrząc na sytuację światową tzw. Zachód, USA i stary Euroland też niewiele się zmienił. Nadal czarują mieszkańców krajów trzeciego świata poziomem zaspakajania dóbr materialnych i tzw. standardem życia. Ale Zjednoczona Europa z krajów o prawicowym nastawieniu przyjęła wiele z Realnego Socjalizmu. Daniel Cohn-Bendit poucza eurosceptycznego prezydenta Republiki Czeskiej jak politruk komunistycznej jaczejki i o zgrozo wspiera go w tym dziarsko Hans – Georg Poettening, przewodniczący Europarlamentu.

Żałosne boje o ratyfikację Traktatu z Lisbony, odrzuconego przez społeczności Francji i Holandii i dotąd ratyfikowanego przez Bundesrepublik Deutschland bardzo źle świadczą o kondycji demokracji, wypaczając jej filozoficzne podstawy.

W pojęciowym chaosie polityki jedynie sztuka zachowuje zdrowy rozsądek. Ja robię sztukę tak, jak w czasach komunizmu z przykrością stwierdzając, że dawniej miałam większą swobodę.

W roku 2005 spotkał mnie bardzo przykry incydent. Przez prasę polską przetoczyła się fala krytycznych tekstów, których autorzy zastanawiali się, czy na plakacie mojej wystawy PODSUMOWANIA, którą urządziłam w moim rodzinnym mieście Bielsko-Biała (po niemiecku Bilitz) jestem w majtkach czy raczej bez majtek. Faktycznie ubrana byłam na tym zdjęciu w mini sukienkę, lecz jakiś mędrek stwierdził, że trójkątny zarys mojego wzgórka łonowego może być pokryty jedynie sierścią (włosami) zarostu. Zaprzyjaźniona dyrektor Galerii Bielskiej niemal nie straciła z tego powodu pracy, a tom towarzyszącego wystawie katalogu ukazał się tylko dlatego, że Rada Kultury Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej zaledwie jednym głosem za, zdecydowała, że jestem w majtkach i nie gorszę maluczkich. Bo miałam na sobie dość kuse, ale majtki. Takiego wydarzenia nie doczekałam się nawet w realnym socjalizmie. Tak więc myślę, że jest dużo gorzej niż było onegdaj.

Najnowsze tendencje w wielu dziedzinach sztuki orientują się bardzo jasno na warunkach rynkowych i spełniają oczekiwania zamiast reflektować fenomeny i procesy społeczne i je krytycznie komentować. Jak Pani ocenia te tendencje?

Myślę, że od zawsze była sztuka czysta i sztuka użytkowa. Nie interesuję się zbytnio warunkami rynkowymi. Skrajnie awangardowy, purystyczny konceptualizm programowo pozbywał się dekoracyjnej estetyki, by zajmować się tylko ideą sztuki czystej. Po latach, dzieła Kosutha, Sarah Charlesworth, ale i bliskiej mi ideowo Carolee Schneemann osiągają bardzo wysokie ceny na rynku sztuki. Bo taka jest praktyka i pragmatyka sztuki awangardowej. Ja robię w zasadzie sztukę dla sztuki, kierując się zasadą, którą wyłożyłam w tekście „Sztuka i Wolność”, że sztuka jest celem samym dla siebie i jedynym polem autentycznej Wolności. Ale teraz ze zdumieniem obserwuję, że moje skrajnie wolnościowe realizacje artystyczne są przedmiotem zainteresowania kolekcjonerów, muzeów i galerzystów i osiągają zupełnie przyzwoite ceny.

Czy sztuka może, powinna lub musi być polityczna?

Sztuka jest polityczna w tym sensie, że czystą sztukę polityka anektuje do swoich, nie zawsze czystych celów. Na polityce się nie znam, bo za wiele w niej ciemnych emocji i równie ciemnych interesów. Ale pewnie są artyści, którzy mają ikrę rasowego polityka. Sądzę, że robiąc czystą sztukę, można przekazywać istotne treści polityczne, sensowne dla sztuki i dla społeczeństwa.
Sztuka zawsze zwycięży.

Natalia LL, grudzień 2008